Spotkanie w rodzinnym Wójtowie

Na zaproszenie kierowniczki Szkoły Podstawowej w Wójtowie i Zarządu Powiatowego Towarzystwa Rozwoju Ziem Zachodnich w Nowym Mieście Lubawskim udałem się na spotkanie z gronem nauczycielskim i uczniami. Wójtowo, pomimo że odległe od Olsztyna zaledwie o 7 km, dotychczas nie posiada komunikacji autobusowej. Zmuszony byłem dotrzeć do Wójtowa wynajętą w Olsztynie taksówką.

W czasie drugiej wojny światowej, budynek szkolny został doszczętnie zniszczony. Od czasu wyzwolenia Warmii, aż do roku 1962 nauka odbywała się w domu prywatnym. W styczniu 1963 roku oddano do użytku nowo wybudowany gmach szkolny. Wybudowano również dom mieszkalny dla nauczycieli i budynek gospodarczy. Do budynku szkolnego przylega ogrodzone duże boisko szkolne. Taksówka zatrzymała się przy nowej szkole. Na powitanie wyszła kierowniczka szkoły p. Teresa Jezierska i gromada wesołych dzieciaków. Byłem obserwowany przez dziatwę szkolną poinformowaną widocznie przez p. kierowniczkę, że przybywa na spotkanie człowiek, który przed 70 laty urodził się w Wójtowie i będzie opowiadał jak to było dawniej w Wójtowie.

Wśród obecnych są dzieci rdzennej i napływowej ludności. Wszystkie urodzone już na wolnej ziemi warmińskiej!

– Tu w Wójtowie, przed 70 laty, urodziłem się. W domu rodzinnym mówiliśmy wyłącznie po polsku (gwarą warmińską). Tak mówili wszyscy ludzie w Wójtowie. Tylko dwie rodziny były niemieckie. W 7 roku życia poszedłem do szkoły powszechnej w Wójtowie, w której uczono tylko po niemiecku. Dotąd ani jednego słówka niemieckiego nie znałem. W przerwach wszystkie dzieci rozmawiały po polsku. Kierownikiem szkoły był Franciszek Brock. Był bardzo wymagający, sprawiedliwy. Jak kto zawinił to kij trzcinowy „był w robocie”.
Książek polskich było wówczas na terenie Warmii bardzo mało. Przypominam sobie, że w domu rodzinnym były tylko: katechizm polski i dwie książki do nabożeństwa — jedna ojca, druga matki. Rodzice opowiadali, że uczyli się w szkole po polsku i po niemiecku. Elementarz szkolny był tak ułożony, że po lewej stronie były polskie wyrazy, a po prawej niemieckie.
Ojciec mój był kolegą szkolnym Jana Liszewskiego pochodzącego z Klebarka Wielkiego. Po założeniu „Gazety Olsztyńskiej” przez Liszewskiego w roku 1886, ojciec był jej stałym prenumeratorem. „Gazeta Olsztyńska” była moim „elementarzem polskim”. Jej zawdzięczam, że nauczyłem się czytać i pisać po polsku. Po ukończenia szkoły powszechnej w Wójtowie wstąpiłem do tzw. „preparandy” w Reszlu — była to trzyletnia szkoła przygotowująca do seminarium nauczycielskiego. Rodzicom moim zagrożono, że o ile nie przestaną abonować „Gazety Olsztyńskiej, będę wydalony ze szkoły. Od tego czasu „Gazeta Olsztyńska” już nie przez pocztę — lecz „okrężną” drogą docierała do rodzicielskiego domu.
Dzieciaki uważnie słuchały każdego słowa, a ja dalej opowiadałem o Wójtowie.

– O polskości Wójtowa świadczą nazwiska ówczesnych jego mieszkańców — takie jak:
Certa, Jagalski, Pawełek, Sękowski (syn Bernard w okresie międzywojennym był nauczycielem w Polsce), Kowalewski, Barwiński, Markowski, Niegbur, Dramiński, Zielonka, Gynta, Falmowski itd. Dobrymi Polakami były i rodziny o nazwiskach o brzmieniu niemieckim —jak Hinzman — którego syn za działalność plebiscytową na rzecz Polski wydalony został z Warmii, a po wyzwoleniu pracował w PWRN w Olsztynie,
O polskości Wójtowa świadczą również polskie nazwy okolicznych pól i łąk — jak-„Bocianiak,”  „Borek”, „Kaczeniec”. Nazwy te przetrwały do dziś.

Sama nazwa wsi „Wójtowo” ma swoją wymowę. Używały jej nawet urzędy niemieckie po włączeniu Warmii, po pierwszym rozbiorze Polski, do Prus. Początkowo pisali „Woitowo”, później „Wójtowen”, a w końcu „przechrzcili” na „Fittigsdorf”.

Podczas plebiscytu w Wójtowie, mężem zaufania warmińskiego Komitetu Plebiscytowego był Franciszek Certa, którego syn jest obecnie sołtysem w Wójtowie. W Wójtowie istniało Towarzystwo Ludowe, którego, obok Franciszka Certy, byłem współzałożycielem. Wiec plebiscytowy odbył się w ogrodzie Wiktora Jagalskiego. Zorganizował go mąż zaufania na obwód Klebark Wielki — obecny senior pisarzy, Michał   Lengowski.    Na wiecu tym przemawiali: pewien student z Poznania — nazwiska już nie pamiętam, ks. dr Rudolf Nowowiejski — starszy brat kompozytora Feliksa Nowowiejskiego i ja. Ludność Wójtowa w przeważającej większości głosowała za Polską, lecz głosy „importowanych” z Reichu zadecydowały o przewadze naszych przeciwników. Władze niemieckie długo wytykały wójtowianom ich propolskie stanowisko w okresie plebiscytu, a mieszkańcy Wójtowa nie doczekali się nowej szosy do Olsztyna, obiecanej im przez propagandę niemiecką.

Ze szczególnym zainteresowaniem przysłuchiwała się dziatwa opowiadaniu o walce rodziców o szkołę polską, o strajku szkolnym i bestialskim katowaniu dzieci szkolnych we Wrześni. A gdy zarecytowałem wiersz:

Tam od Wisły, tam od Warty
Biją głosy w świat otwarty,
Biją głosy, ziemia jęczy,
Prusak polskie dzieci męczy.
Niechaj męczy, niech katuje.
Bóg się nad nimi zlituje.

– w oczach dziatwy wójtowskiej zaszkliły się łzy.
Taksówka już na mnie czekała, trzeba było kończyć to miłe i serdeczne spotkanie.
Alojzy Klimek